Witaj,
Od lat ukorzeniam papryki i inne domowe rośliny z dużym powodzeniem.
Zwykle do ukorzeniania przeznaczam pędy szczytowe (te ze stożkiem wzrostu), które są odpadem z przycinania papryk na wiosnę.
Gałązki o długości ok. 10 cm tnę ostrym nożem pod kątem prostym tak, aby w odległości od cięcia do najbliższego węzła wynosiła ok. 5mm.
Po przycięciu pozostawiam na kilkanaście minut, aby miejsce cięcia się nieco zasklepiło.
Następnie usuwam wszystkie dolne (najstarsze) liście pozostają 1-2 najmłodsze u samego szczytu.
Pozostawienie większej ilości liści z jednej strony zapewni roślince zapas składników, z których będzie w stanie się wyżywić, zanim nie wytworzy korzeni, którymi będzie mogła pobierać je z podłoża oraz zwiększy powierzchnię fotosyntezy, ale z drugiej - co jest bardziej istotne, niestety też zwiększa powierzchni transpirancji, co w przypadku braku korzeni może szybko doprowadzić do odwodnienia pędu i jego wysuszenia.
Dlatego lepiej jest zostawić mniej liści i dać papryce czas na wytworzenie korzeni, a następnie odbudowanie masy zielonej, niż ją zasuszyć.
Ukorzeniane pędy umieszczam w kubeczku z czystą wodą prosto z kranu, zanurzając w niej pozbawione liści pędy na ok. 2-4 cm.
Bardzo ważne, aby była to zwykła czysta woda, bez żadnych nawozów i innych wynalazków.
Wiem, że niektórzy przed ukorzenianiem zanurzają końcówkę łodygi w płynnym lub sypkim ukorzeniaczu, który zwykle zawiera środki przeciw grzybicze oraz różne stymulatory. Ja tego nie robię, gdyż nie widzę takiej potrzeby.
Na całość rośliny lekko nakładam zwykłą foliową cienką torebkę, pozostawiając nieco szczelin na wymianę powietrza.
Torebka taka zwiększając lokalną wilgotność ogranicza utratę wody z nieukorzenionej jeszcze rośliny, a dodatkowo rozprasza i osłania jej liście przed zbyt dużą ilością światła. W mocno słoneczne dni widać, że na jej wnętrzu pojawia się mgiełka z pary.
Mniej więcej raz dziennie (zwykle rano lub późno wieczorem) zdejmuję torebkę na kilkanaście minut, aby dać nieco odetchnąć roślinom i pozbyć się nadmiaru wilgoci, gdyż stojące mocno wilgotne powietrze sprzyja chorobom grzybowym, których nie chcemy.
Raz na tydzień wylewam wodę i zastępują ją świeżą - ponownie prosto z kranu, ale od tej samej temperaturze.
Z moich obserwacji związki chloru lub ozonu stosowane w sieci wodociągowej w wystarczający sposób pomagają zapobiec gniciu oraz innym problemom ukorzenianych pędów.
Po kilku, kilkunastu dniach w zanurzonej części łodygi zaczyna się zwykle pojawiać kalus, czyli lekko wypukłe kremowe narosty, z których następnie powstaną korzenie.
Czasami się coś nie uda i nie należy się tym przejmować.
Jeśli jeden z pędów, bo ukorzeniam zwykle po kilka sztuk w jednym kubeczku, zaczyna robić się ciemno brązowy lub zrzucił wszystkie liście - wyrzucam go, bo zwykle nic już z niego nie będzie, a może zainfekować pozostałe zdrowe.
Gdy pojawią się 2-3 białe korzonki o długości kilku cm, przesadzam do ziemi.
Prze pierwsze tygodnie pozwalam tak przesadzonym papryczkom zaaklimatyzować się i rozbudować bryłę korzeniową pozostawiając je w widnym miejscu z dala od bezpośredniego słońca.
Po tym czasie stopniowo dostają go więcej tak, jak się hartuje papryki przy przenoszeniu z okna z domu na zewnątrz.
Ukorzeniane w ten sposób rośliny zachowują 100% cech macierzystych, a zatem są ich klonem 1:1.
Więcej:
viewtopic.php?f=24&t=3172&start=10#p42181Autor postu otrzymał pochwałę