Niestety za oknem deszcz napier..., dlatego też z nudów powstał improwizowany sos. Od dawna robiłem mieszkanki z czerwonego bella z chinesami.
Tym razem zrobiłem sosik bardziej udziwniany, którego składniki były podporządkowane kolorowi żółtemu.
Do głównego gara poszło ok. 2,5 kg żółtego bella (mielonego na grubym sicie), ok. 1,5 kg brzoskwiń (bez skórki), ok. 25 małych żółtych pomidorków o kwaskowatym posmaku (bez skórki).
Po gotowaniu przez ok. 30 minut do gara trafiły zrumienione na oliwie rozdrobnione 6 sporych ząbków czosnku, 1 średnia cebula, zawartość 4 owoców kardamonu.
Po kolejnych kilku minutach gotowania do gara trafiło 12 hebanero yellow, 3 7-poty yellow, 3 bhuty tezpur oraz spory krzak bazylii. Następnie całość została potraktowana blenderem. Na koniec dodałem 1,5 szklanki cukru, ok. 100 ml oliwy z oliwek, tyleż samo octu winnego, szczyptę imbiru i nasiona z 6 owoców kardamonu. Po ponownym potraktowaniu blenderem całość poszła w szkło. Sosu wyszło dokładnie 3,6l.
Jeśli chodzi o smak to wyraźnie dominuje nuta cytryn i to aż za bardzo. Pewno przez kardamon którego za dużo nawaliłem na koniec. Później zaczyna nieco palić i przez kilka minut to narasta. Sos niezły wydaje się do ryb i wszelkich gadzin wodnych. Szkoda że organicznie nie znoszę owoców morza...